niedziela, 31 marca 2013

PAZNOKCIE #1: Różne

Czas na temat, który miał być przewodnim tego bloga. Paznokcie. Lubie je malować odkąd pamiętam, na początku robiłam 'frencz' na tysiąc sposobów i tylko w kolorach tradycyjnych czyli biel + róż lub nude. Do tego jakiś brokacik czy czarne kropki i było pięknie :P Jakoś nie potrafiłam się przekonać do ciężkich, żywych i nasyconych kolorów. Ale zaczęło się. Od jakichś 3 lub 4 lat nie było dnia żebym nie miała pomalowanych paznokci i zawsze są to żywe kolory, różnokolorowe paznokcie, wzorki itp. Nie lubię mieć wszystkich paznokci pomalowanych w jednym kolorze, bo mnie to nudzi. Wrzucę kilka zdjęć, które gdzieś tam zrobiłam na przestrzeni chyba ostatniego roku. Teraz nie wszystkie mi się podobają ale i tak robiły szał :)
Tygrysek + panterka
:)
Kwiatki farbkami akrylowymi
różowy frencz + zeberka
żółtozielony pęka
M&M's
England
Kolorki (farbki akrylowe)
Galaxy
Ombre + pękający lakier
Kwiatki akrylowymi farbkami

Już wiem, że nie będę lubiła wrzucać tu zdjęć w dużej ilości chcąc jednocześnie zachować ich kolejność  Kończę posta, bo chyba nie mam troche weny dzisiaj. Chciałam wam pokazać zdjęcia. Wesołych Świąt Wszystkim. Pogody nie skomentuje bo nie ma co :P
Pozdrawiam "Żanetka Leta"




sobota, 23 marca 2013

ULUBIEŃCY #1: Do włosów


Czas na ulubione produkty do włosów:) 
Zaczne od tego, że nigdy wcześniej nie byłam jakos szczególnie przywiązana do jednego szamponu czy odzywki, no może po za niebieskim szamponem z Joanny jak miałam blond wosy. 

Swoją drogą naprawdę polecam ten szampon, nadaje włosom zimny, metaliczny, srebrzysty odcień. Często chwalono mnie za kolor i za każdym razem polecałam właśnie niebieski szampon z Joanny. Wiem ze wyszła tez odżywka, ale do niej z kolei nie jestem przekonana, sam szampon znakomicie daje sobie radę.
Aktualnie używam szamponów i odżywek z GREEN PHARMACY. Są genialne, używałam wersji z pokrzywą, ze skrzypem polnym i teraz mam szampon z rumiankiem i odżywkę z pokrzywą. 

 Na szampon wpadłam przypadkiem, był przeceniony w Naturze na chyba 3 czy 4 zł to wzięłam. Byłam mile zaskoczona jak na szampon tak tani. Potem dokupiłam balsam. Włosy po nich mam mięciutkie i odżywione. Widać ich poprawę odkąd używam GREEN PHARMACY.

Moją ulubioną maska do włosów jest HENNA TREATMENT WAX. Kupiłam to na allegro za jakieś 10 zł. Zachęciły mnie opinie na wizażu i gdzieś też przeczytałam, że polecana jest osobom po chemioterapii nie wiem ile w tym prawdy ale tak czytałam ;) 

Teraz jest moim numerem jeden, nie używam innej maski do włosów. nakładam na pół godziny, chowam włosy pod folie i ręcznik i nagrzewam co jakiś czas suszarką. po użyciu włosy są bardzo nawilżone i błyszczące:) 

Produkt termoochronny i wspomagający prostowanie nr jeden dla mnie to STRAIGHT FIXATION John Frieda Collection. Kupiłam go półtora roku temu w Anglii na jakieś promocji za 4 funciki chyba. 

Przede wszystkim jest bardzo wydajny, mój ma 100 ml, mam go już bardzo długo, używam za każdym razem jak prostuję włosy i jeszcze mam jakieś pół tubki. Moje włosy mniej się rozdwajają i szybko się prostują. Aha, nie mam kręconych włosów, mam włosy puszące się i lekko falowane :P

I ostatni produkt, BORGHESE Salermo Silking Hair Oil. Taki jedwab do włosów. Pięknie pachnie i fajnie ujarzmia niesforne kosmyki.

Kupiłam go niestety w Anglii, w TKmaxie za chyba 7 funtów i już mi się kończy, więc będę musiała znaleźć jakieś zastępstwo dla niego.

No i to by było na tyle. Nie używam dużej ilości kosmetyków do włosów, po za tym co wymieniłam dzisiaj, używam też oleju rycynowego i nafty kosmetycznej o czym pisałam wczoraj i to wszystko. Rzadko nakładam na włosy lakier, chyba że faktycznie robię jakąś fryzurę, która tego wymaga a pianek do włosów nie znoszę. 
Koniec baaaaaaj. "Żanetka Leta"

piątek, 22 marca 2013

Regeneracja


          Po dosyć męczącym a na pewno zajętym tygodniu pasowało by coś tu wrzucić. Zostańmy jeszcze chwilę przy temacie włosów. Moich włosów, bo na innych średnio się znam. Pisałam wcześniej, że zniszczyłam sobie włosy meeeeega a głównie za sprawą cudownego produktu opisanego w poście niżej. Nie skomentuje już. W każdym razie włosy miałam w opłakanym stanie. Łapałam się wszystkich możliwych masek, odzywek, 'serumów' (nie wiem jak odmienić "serum" hahahaha), szamponów nawilżających, odżywiających, regenerujących i tym podobnych. Nie wiem czy cokolwiek z tego mi pomogło. Dodam, że były to produkty drogeryjne. Nie mam trzech stówek, żeby wywalić od tak na raz na: 100ml szamponu, 75ml odżywki i 12x8 ml jakiegoś cuda w ampułkach. Leczyłam się tym co było najbardziej dostępne dla mnie, chociaż patrząc na to z perspektywy czasu, sumując to wszystko co wydałam na drogeryjne pierdoły pewnie wyszło by z tyle. Do sedna. Przeczytałam gdzieś, że jest takie coś, co jest dobre na niemalże wszystko: włosy, skórę, brwi, rzęsy, paznokcie, usta i coś tam jeszcze. W dodatku dostępne jest to w każdej aptece i jest niedrogie. Nie należy jednak wlewać sobie tego do herbaty, bo dzień spędzimy w toalecie. OLEJ RYCYNOWY. Wskoczyłam w trampki, pobiegłam, kupiłam. Oprócz tego kupiłam też inny olej i naftę kosmetyczną, bo niestety nie jestem osobą, która wychodzi ze sklepu (z apteki też) z tylko jedną rzeczą. Olej działa tak: Wieczór przed spaniem (lepiej nie u chłopaka, bo tłuste od oleju włosy mogły by mu się przyklejać do twarzy :D ), kilka kropel oleju na dłonie, teoretycznie należy podgrzać ale ja podgrzałam raz i więcej mi się nie chciało, rozetrzeć i wetrzeć w skórę głowy. Do spania a rano pobudka i pożądanie umyć głowę. U mnie zadziałał od razu. Po pierwszym użyciu, poczułam ze moje włosy są bardziej sprężyste i cięższe w dobrym znaczeniu, wcześniej miałam takie siano na głowie ze nic nie mogło być bardziej "lekkie i puszyste" niz to. I tak stosowałam sobie olej razem z naftą kosmetyczną co dwa dni i moje włosy się naprawdę zregenerowały:) nadal je olejuję ale raz na tydzień albo i dwa. Za olej rycynowy w aptece zapłaciłam jakieś 3 zł za 100g a na naftę kosmetyczną z witamina A i E też w aptece jakieś 7zł :) ten drugi olej, który kupiłam tego samego dnia to Olejek Łopianowy ze skrzypem polnym z GREEN PHARMACY, ale jest o dupę roztrzaść za przeproszeniem. Albo po prostu nie potrafię go używać. Może ten trzeba, ale tak na serio, podgrzać? nie wiem, nie używam go, stoi sobie i się kurzy.  I tyle na temat naprawienia moich włosów, w zasadzie to zaczęłam pisać ten post z myślą, że opiszę moje aktualne najbardziej ulubione kosmetyki do włosów ale  jak napisze jeszcze coś, bo już na bank nikt tego nie przeczyta, bo za długie. Może jutro. Wrzucę tylko zdjęcie na zachętę.  
    Pozdrawiam "Żanetka Leta"

piątek, 15 marca 2013

Moje włosy i Blow It Straight Schwarzkopf 'u

        Skoro od włosów zaczęłam to może trochę pociągnę temat. Z włosami robiłam prawie wszystko, nie miałam tylko trwałej. Możliwe, że to dlatego, że moja mama nigdy nie pozwalała mi ściąć włosów twierdząc, że będę tego żałować i ciężko będzie mi je zapuścić (teraz mogę jej przyznać rację, chociaż nadal jestem zdania ze to tylko włosy i ze odrosną, mogły by robić to tylko trochę szybciej :D ). Zawsze miałam je bardzo długie i jak tylko usłyszałam od mojej mamy: "a rób sobie co chcesz" - zaczęło się. Zaczęłam od ścinania. Sama robiłam to sobie w domu jako 14 latka i wychodziło mi to nawet dobrze. Miałam swój patent, który niestety przestał działać na krótsze włosy. Trzeba było iść w końcu do fryzjera i tam po raz pierwszy pani mnie mocno pocieniowała. Potem było jakieś farbowanie. Zaczęło się od szamponetki w kolorze rubinowej czerwieni na obozie harcerskim :D potem była przerwa, a w liceum zaczął się blond, który gościł na mojej głowie bardzo długo, bo przez całe liceum. Na pierwszym roku studiów zaczął mi się nudzić, więc ciachnęłam sobie krwisto czerwone włosy pod spotem ale w końcu wróciłam do blondu. Potem już bez większych przygód ale zafarbowałam się na ciemny brąz, pochodziłam w nim jakieś dwa miesiące i zamarzył mi się rudy no to ciach :D Rudy miałam pół roku i stwierdziłam ze wkurza mnie, że tak szybko się wypłukuje i wracam do blondu. To już niestety nie było takie proste i schodziłam stopniowo pasemkami no ale udało mi się w końcu  Jak już byłam blondynką z powrotem, stwierdziłam że to nie jestem ja, że ten kolor jest nudny i znowu zafarbowałam czuprynę na rudo. I tak już zostało. Jeżeli chodzi o kolor. Włosy często podcinałam, cieniowałam, miałam wygolony bok a potem przedłużane włosy wraz z wygolonym bokiem. Gdzieś tam pomiędzy rudym a rudym byłam czerwona, ale czerwony wypłukuje się jeszcze szybciej niż rudy. Po za tym czerwone włosy miałam w Anglii, a tam trochę inaczej patrzą na kogoś, kto nie wygląda jak wszyscy. (Nie licząc małej dziewczynki w sklepie. "She's got red head mom! RED HEAD!!" :D ). 
     W każdym razie, nie żałuję żadnego z zabiegów po za jednym: prostowanie włosów za pomocą Schwarzkopf Got2b, Blow It Straight. Recenzję na wizaz.pl znajdziecie tu=>http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=52986 a opinie na forum tu => http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=52986

 Niestety ja do tych informacji dotarłam za późno, może też dlatego, że była to nowość i dopiero co pojawiła się w drogeriach. Na forum też się wypowiadałam, a za chwilę chyba strzelę recenzję... Kosmetyku użyłam zimą zeszłego roku. Pomimo tego, że włosy często farbowałam i wtedy akurat udało mi się z rudego zejść w końcu stopniowo znowu do blondu to moje włosy nie były w złym stanie. Przeczytałam instrukcje, było napisane żeby nie używać na bardzo zniszczone włosy, moje nie były więc wzięłam się za nakładanie tego 'cuda' na włosy. Nie minęło 5 minut a moje włosy zaczęły się palić i zamieniać w gumę. Szybko spłukałam tą maź ale niestety było już za późno. Moje włosy były totalnie zniszczone, wyglądały jak siano dosłownie, podczas suszenia odpadały końcówki i cały czas były jednym wielkim kołtunem. Załamałam się.... dzisiaj, po roku leczenia doprowadziłam je do porządku  przez rok mi nie rosły, bo to co odrosło u nasady odpadało na końcach. W sumie to nawet się skróciły. Nie chciałam ich drastycznie ciąć, cały czas chodziłam w gumce, użyłam chyba wszystkich możliwych polecanych przez wizażanki masek i odżywek i już na szczęście jest okej. Nie tylko ja miałam problem z produktem i prawdopodobnie ze względu na skargi, producent zmienił zalecenia w instrukcji kosmetyku. Teraz tam jest napisane coś w stylu: "produktu używać jedynie na "dziewicze" włosy", czyli takie z którymi nie było nic robione. 
No i to na tyle :)
Nie polecam "Żanetka Leta"

czwartek, 14 marca 2013

Że i ruda i blondynka? :o

Jeżeli ktoś tu jest i to czyta, możliwe, że przeszło mu przez myśl pytanie: "jak to blond rudzinka?". A to tak właśnie. Tak jak mam bzika na punkcie lakierów do paznokci tak samo jest z włosami i tym, co można z nimi zrobić. W przeciągu dwóch lat przeszłam przez chyba wszystkie możliwe bardziej naturalne kolory włosów zahaczając gdzieś tam o czerwony. Od blondu przez brąz, rudy, czerwony, rudy, blond i znowu rudy. Włosy miałam długie, krótkie, wygolone z boku a potem przedłużane. Niżej gify...


Tak tak to wszystko to ja. W zasadzie to powinno być Ruda blondynka ze względu na to że jako naturalna blondynka noszę rudy kolor na głowie ale Blond Rudzinka wynika też trochę z tego, że często jako rudzielec nie jestem w stanie ukryć tego, że jestem naturalną blondynką ;) Jako osoba z dystansem do siebie mogę śmiało powiedzieć, że zdarzają mi się wpadki, których nie powstydziłaby się najbardziej głupiutka blondi na tym świecie i każdym innym. 

Pozdrawiam "Żanetka Leta"

Hi Hey Hello!

           No więc od czego by tu zacząć... Miałam już kilka blogów w mojej przeszłości, jak bym się postarała i przypomniała nazwy to pewnie gdzieś w otchłani sieci bym je znalazła, ale nie są mi potrzebne. W każdym razie, były jakie były i biorąc pod uwagę to, że pisząc je byłam zagubioną, lekko zbuntowaną i "skrzywdzoną" nastolatką jak każda w tamtym wieku to łatwo można się domyśleć jaka była tematyka tamtych blogów. Minęło kilka lat, albo i cała dekada i postanowiłam zacząć pisać od nowa, podejrzewam, że i tak tylko i wyłącznie do czarnej dziury internetu aaaaale mam małą nadzieję, że może znajdzie się kilku moich czytelników. Nie wiem co będzie tematem tego bloga. Klikając "utwórz nowego bloga" myślałam  że będę tutaj wrzucać zdjęcia moich paznokci, na których punkcie mam fioła. Będę je tu wrzucać ale nie wiem czy zamknę się w jednej okrojonej tematyce. To nie ja. Moim uzależnieniem są lakiery do paznokci, uwielbiam je malować, lubię ładnie wyglądać, wydawać pieniądze na ciuchy, kocham buty i torebki, byłam cheearleaderką i nadal mam sentyment do tańca, nie żyję bez muzyki i porannej kawy, lubię robić zdjęcia ale nie uważam się za fotografkę ;) a oprócz tego studiuję na 5-tym roku Mechanikę i Budowę Maszyn (Tak, tak. Kobiecy kierunek nie ma to tamto) na Politechnice Śląskiej, lubię spędzać czas z moim chłopakiem na garażu, przyglądając się jak reperuje swoje cacuszka. Mam też bzika na punkcie moich dwóch kotek: Czoko i Zuzi, które też wam później pokaże. Tak więc, Tu będzie wszystko. 
Pozdrawiam 'Żanetka Leta"